Co może być za murem, który otacza
miasto od dwustu lat? Czy można zaufać ludziom, którzy na to pozwolili?
Podział
na frakcje już nie istnieje. Nie ma Nieustraszonych, Serdecznych, Altruistów,
Prawych i Erudytów. Ludzi ogarnia szał, chcą krwi i zadośćuczynienia – teraz,
gdy Jeanine nie żyje, to samo powinno spotkać jej współpracowników. Nowe
porządki nie podobają się zarówno Tris jak i Tobiasowi. Nie chcą powtórki z
rozrywki. Nie zgadzają się też na zasadę, którą wprowadziła Evelyn – zakaz
opuszczania miasta. Ciekawi ich, co jest za murem. Nie byliby sobą, gdyby nie
spróbowali go przekroczyć – w końcu należeli do Nieustraszonych. Rzeczywistość,
jaką zastają, wprawia ich w osłupienie. A to tylko wierzchołek góry lodowej
zaskoczeń, jakie czekają na Tris i jej towarzyszy.
Tym
razem nie odliczałam dni do premiery. Nie miałam daty zakreślonej w kalendarzu.
Wszystko przez zwiastun, który mnie rozczarował. Zapowiadał bowiem, nie tak jak
dotąd, widowisko pełne efektów specjalnych, ale sceny rodem ze science-fiction.
A ten gatunek zwykle omijam, zwyczajnie mnie nie interesuje. Pomyślałam jednak,
że warto się przejść do Multikina, skoro byłam na dwóch poprzednich częściach i
bardzo mi się one podobały. Od razu muszę się przyznać, że nie czytałam
„Wiernej”. Recenzja będzie dotyczyła wyłącznie filmu, bez odniesień do książki.
Tris
zamieniła się miejscami z Cztery - to jego jest więcej na ekranie, to on
inicjuje i prowadzi akcje. Odwrócenie ról jest subtelne, ale moim zdaniem
widoczne i przygotowujące widza na zakończenie serii. To doskonały duet
zabójców, potrafiący działać z zimną krwią w ekstremalnie trudnych sytuacjach.
Ogląda się to świetnie. Z postaci drugoplanowych najbardziej lubię Petera.
Naprawdę! Dba tylko o swój interes, jest gotowy na wszystko, umie się dopasować
do każdych warunków, zmienia strony jak chorągiewka na wietrze, a oprócz tego
jest zabawny. Ma kilka niezłych momentów. Jak nie przepadałam za Calebem, tak dalej
nie przepadam, a Christina pojawia się rzadko i jest mi obojętna. Za to zaskakuje
przywódczyni dawnej frakcji Serdeczności, a Evelyn ewoluuje jako postać.
W
„Wiernej” nie ma już symulacji, które oprócz tego, że były efektowne i wpływały
na dynamikę akcji, były też znakiem rozpoznawczym serii. Zamiast tego
dostaliśmy rdzawoczerwoną przestrzeń przypominającą kosmiczną planetę z
powierzchnią usłaną kraterami niewiadomego pochodzenia. Strumień przypomina
bardziej potok krwi, a nie wody. Poczekajcie jednak, aż z nieba spadnie deszcz…
to jedna ze scen, które zrobiły na mnie wrażenie. Ludzie zza muru mieszkają w dziwnych budynkach, a poruszają się jeszcze bardziej
zwariowanymi środkami transportu. Na początku uniosłam brew i patrzyłam na to
wszystko sceptycznie, ale później się do tego przyzwyczaiłam.
„Wierną”
powinien zobaczyć każdy fan serii. Nie ma rodzącego się uczucia między
bohaterami ani świetnych efektów specjalnych, które były bardzo mocnym punktem
poprzednich części. Jest za to przyprawiające o dreszcz zajrzenie za kulisy
powstawania frakcji, zderzenie ze światem, który obserwował Chicago i jego
spojrzeniem na niezgodność.
źródło zdjęć; filmweb.pl
Przeczytaj też:
0 comments