Zamiast kawy powinnam postawić
szklaneczkę szkockiej z wodą i limonką. Może zobaczyłabym Panią Śmierć, tak jak
główny bohater „Szmiry”. Tylko czy na pewno byłaby to atrakcyjna kobieta w
obcisłej czerwonej sukience, czy raczej przystojny brunet w koszuli?
Nick
Belane ciągle pije. Wódkę na w szufladzie w pracy, w samochodzie, pełen barek w
domu, a po drodze zagląda jeszcze do barów. Między jednym łykiem a drugim,
stara się być detektywem. Jak sam mówi – najlepszym w LA (lipnej agencji). Ma
pięćdziesiąt pięć lat i trzy rozwody za sobą, traci pieniądze obstawiając
wyścigi konne, no i czasami bawi się w filozofa. Rozmyśla nad sensem życia, gdy
do jego gabinetu wchodzi piękność i przedstawia się jako Pani Śmierć. Poszukuje
Celine’a, francuskiego pisarza, który się jej wymknął dawno temu i ma już ponad
setkę na karku. Przychodzi też klient, który poszukuje Czerwonego Wróbla.
Kimkolwiek lub czymkolwiek on jest. Jest też pan, którego prześladuje kosmitka.
Jeżeli w tym momencie zastanawiacie się, o co tu w ogóle chodzi, to wiedzcie,
że ja zadawałam sobie to pytanie co najmniej kilka razy.
Główny
bohater wzbudza skrajne emocje. Z jednej strony to cham, prostak i pijak, który
bez mrugnięcia okiem może kogoś porządnie pobić. Z drugiej zaś strony potrafi
wyjść cało z niemałych opresji, zdarza mu się też powiedzieć coś śmiesznego.
Ciągle znajduje się w absurdalnych, groteskowych wręcz sytuacjach, które
przywodzą na myśl Gombrowicza i jego „Ferdydurke”. Kazał na przykład rosłemu,
ale głupiutkiemu mężczyźnie, udawać słonia, a drugiemu usiąść mu na plecach i
takim sposobem wyjść z gabinetu. Wyobrażacie to sobie? Jest wulgarny, bardzo
wulgarny, dzieli się też wszystkimi przemyśleniami, a części z nich naprawdę nie chciałam znać. Chwilami łapałam się za głowę i zastanawiałam, dlaczego dalej
to czytam. A potem śmiałam się na głos z kolejnego dialogu albo komicznej
sceny. I tak odwracałam kartkę za kartką, ciekawa zakończenia – będziesz Nick
na haju, czy nie będziesz? To jakiś sen, chore urojenia przepełnionego
alkoholem umysłu? I gdy tak zbliżałam się do finału, tym było gorzej. Koniec
uważam za słaby. Taka historia prosi się o bardziej poplątane rozwiązanie
akcji, niż to co zaserwował nam Bukowski.
Pisząc
o tej książce, nie sposób nie wspomnieć o języku. Dawno nie czytałam niczego
tak prosto napisanego i z mnóstwem przekleństw. A mimo to wytrwałam, a wiecie,
że nie tracę czasu na coś, co mi się nie podoba. Zostałam i jeszcze się
śmiałam. Przewrotnie, prawda? Nie dajcie się zwieść tytułowi - to nie jest
szmira.
0 comments