Labirynt był tylko początkiem. Uwięzieni
w nim nastoletni chłopcy przez dwa lata nie mogli znaleźć wyjścia. Wszystko się
zmieniło, gdy do grupy dołączył Thomas. Przed najodważniejszymi z nich DRESZCZ
postawił kolejne zadanie – przedarcie się przez Pogożelisko pełne Poparzeńców.
Co spotkało Streferów na ostatniej prostej wyścigu po lek?
Thomas
jest już zmęczony. Nadal ma wiele pytań i jest gotowy do działania, ale przepełnia
go rozgoryczenie. Ma już dość kłamstw, intryg, Teresy, ale przede wszystkim nie
może już znieść DRESZCZu. Nienawidzi tej organizacji. Brzydzi się tym, że dla
nich pracował. Nie wierzy też w zapewnienia, że czas prób się skończył i jedyne
czego potrzebują naukowcy, to współpraca. Thomas nie zgadza się na odzyskanie
wspomnień ani na pomoc w uzupełnieniu mapy pozwalającej stworzyć lek na Pożogę.
Po jego stronie staje Minho i Newt. Nieoczekiwanie
biorący udział w eksperymencie dowiadują się, że nie wszyscy z nich są zdrowi…
James
Dashner przyzwyczaił nas już do szybkiej akcji, napięcia i niebezpieczeństwa. Po rewelacyjnym pierwszym tomie przyszedł czas na drugi,
równie dobry, teraz zaś miałam okazję przeczytać ostatni. Zmienił się mój punkt
postrzegania (od lektury Prób ognia
minął rok) i wymagałam trochę więcej. Mam wrażenie, że Thomas tak jak Harry
Potter jest niereformowalny. Ciekawość zwycięża z niebezpieczeństwem, on musi
spojrzeć, zaczekać, podczas gdy inni rozsądnie uciekają. Nie można mu odmówić
odwagi i lojalności względem przyjaciół, to coś, co się ceni, zawsze i
wszędzie. Nie podobało mi się jednak infantylne zachowanie, zbytnia buta i
pewność siebie, nie tylko jego, ale i towarzyszących mu chłopców. Chwilami
wyraźnie odczuwałam, że bohaterowie mają po te szesnaście czy siedemnaście lat
i to książka skierowana do młodzieży, nie takich starych osób jak ja.
Niemniej
jednak Lek na śmierć mnie wciągnął.
Krótkie rozdziały sprawiły, że powieść przeczytałam w dwa wieczory. Nie można
narzekać na brak zwrotów akcji, bo te były i zaskakiwały. Nie brakło też
dramatycznych momentów, trudnych nie tylko dla bohaterów, ale i dla czytelnika.
Żniwo zebrała też śmierć.
Świat
wypalony przez słońce, z wirusem dziesiątkującym ludność, to doskonały pomysł na książkę. Lubię dystopię
i przyjemnością dla mnie było czytanie o chłopcu, a nie jak zwykle o
dziewczynie, w dodatku umieszczonym w labiryncie. Tego jeszcze nie było. Podobało mi się też opracowywanie leku na
podstawie zmiennych, jakimi są podejmowane decyzje i zachowania. Jak to się skończyło, czy lek udało się stworzyć, tego wam oczywiście nie zdradzę. Trochę
inaczej wyobrażałam sobie zakończenie, ale patrząc realistycznie… taki właśnie
mogłaby mieć finał pandemia.
Czytelnik
nadal ma wiele pytań, na niektóre z nich powinien znaleźć odpowiedź w Rozkazie Zagłady – prequelu Więźnia labiryntu. Ja jednak najbardziej
jestem ciekawa Kodu gorączki, czyli
opowieści bezpośrednio poprzedzającej wydarzenia z pierwszego tomu, o Thomasie
projektującym labirynt. Premiera w listopadzie.
Za egzemplarz do recenzji serdecznie
dziękuję Wydawnictwu Papierowy Księżyc
0 comments