Świetnie oddane lata 80. i wiele
popkulturowych odniesień – przeczytamy w każdej recenzji Stranger things. Internauci wymieniają ekranizacje książek Stephena
Kinga, E.T. Stevena Spielberga, Elfen
Lied i powstałe na jej bazie anime. Patryk, który czuwa nad moją listą
seriali do obejrzenia, dodaje jeszcze Sok
z żuka Tima Burtona.
To
przede wszystkim opowieść o dzieciach. O trójce chłopców, przyjaciół, którzy
potrafią godzinami grać w Lochy i Smoki.
I chociaż mieszkają z rodzicami, jest miejsce, do którego wstęp mają tylko oni –
piwnica w domu Mike’a. I to właśnie w niej schronienie znajduje dziewczynka,
którą spotkali w lesie. Eleven, bo tak się przedstawiła, jest
uciekinierką, milczącą i przestraszoną. Ale to właśnie ona wie, co spotkało
Willa, który przepadł bez śladu 6 listopada 1983 roku. Jak się później okazuje,
dysponuje także czymś jeszcze, znacznie potężniejszym i mroczniejszym, niż
chłopcy mogli sobie wyobrazić.
Ludzie
widziani oczami nastolatków dzielą się na dobrych i złych, a świat na to, co
znane i obce. Klasyczny podział, który dominuje w bajkach i baśniach, jest
zachowany również w Stranger things. Widz wchodzi w tę konwencję i ją
akceptuje. Zupełnie naturalnie. Już w pierwszym odcinku pojawia się
paranormalna istota, z którą to walczyć będą nie tylko mali, ale i dorośli. Za
Willem rozpaczliwie, na granicy szaleństwa, tęskni matka – w tej roli wspaniała
Winona Ryder. Kobieta nie przejmuje się sąsiadami i opiniami, wierzy w znaki,
które otrzymuje i w to, że jej synek żyje. Dochodzenie prowadzi komendant Jim
Hopper, który zmierzy się nie tylko z trudem dojścia do prawdy, ale i osobistą
traumą. Widz prześledzi też znany z filmów młodzieżowych schemat, w którym dorastająca
dziewczyna staje się obiektem zainteresowania przystojnego i popularnego
chłopaka. Oboje z dobrych, zamożnych rodzin, on uwielbia imprezy, ona wybiera naukę. Znamy to aż za dobrze. Ale
uwierzcie, jeszcze nas zaskoczą.
To
nie ten typ serialu, w którym akcja pędzi na łeb na szyję. To nie Orphan Black.
Przez pierwsze cztery odcinki narracja jest spokojna, poznajemy postacie,
środowisko, w jakim żyją, ich mocne strony i wady. A potem twórcy nie pozwalają
nam już odejść od monitora. Zaciekawiają. Czasem trochę straszą. Wszystko
podają w odpowiednich proporcjach, okraszonych świetną muzyką. Stranger things
ogląda się dla dzieci, dla ich wiary w to, że z pomocą zwykłej procy mogą dać sobie
radę z czymś, przed czym uciekają naukowcy z laboratorium narodowego.
Doskonała
gra aktorska (długie brawa dla Winony Ryder i Millie Brown), szczegółowo oddany
koloryt lat 80., z licznymi nawiązaniami do tego, co się w tym czasie oglądało,
czytało, czym się żyło. Aż wreszcie końcówka, wyrazista i wywołująca dreszcz,
mówiąca, że to jeszcze nie koniec. Polecam.
0 comments