Co to było za widowisko! Powroty i
spotkania po latach to niewątpliwie motywy przewodnie ostatniego sezonu „Gry o
tron”. Na ekranie mogliśmy zobaczyć postacie, o których myśleliśmy, że są
martwe. Albo zdążyliśmy o nich zapomnieć. Nie zabrakło też wzruszeń i pełnych
napięcia momentów.
Chyba
każdy zadawał sobie pytanie, czy Jon naprawdę umarł. Pisałam o tym we
wrażeniach po pierwszym odcinku szóstego sezonu. Miałam nadzieję, że Melisandre została na Murze właśnie po to, by go wskrzesić. Bardzo, bardzo się ucieszyłam, gdy Snow otworzył oczy. Wierzyłam, że ma do odegrania główną rolę w „Pieśni lodu i ognia”.
Byłam pewna, że fanowska teoria R+L=J
jest prawdziwa. Co oznaczają te litery? Rhaegar i Lyanna są rodzicami Jona
Snow. Przemawia za tym wiele faktów. Między innymi to, że Starkówna zginęła
na łożu krwi i ciągle powtarzała: Obiecaj
mi, Ned. Eddard natomiast nigdy w książce nie nazwał chłopca w myślach synem i co
najważniejsze – był powszechnie znany z honoru. Miałby więc na wojnie zdradzić
dopiero co poślubioną kobietę? Warto też wspomnieć, że drzwi komnaty z Lyanną
strzegli najlepsi rycerze Targaryena – w jakim celu, jak nie po to, by bronić
dziedzica? Jeśli chcecie bardziej zgłębić ten temat, wpiszcie w wyszukiwarkę:
R+L=J. Znajdziecie obszerne wyjaśnienie. Po finałowym odcinku wiemy już, że
fani mają rację.
Najbardziej
emocjonująca była bitwa Bękartów. Oglądałam ją razem z kolegami, wymachiwałam
energicznie chorągiewką z imieniem Snowa i modliłam się w myślach, by przeżył. Śmierć
Rickona skomentowałam smutno krótkim: o
nie. Była do przewidzenia. Co innego mógłby zrobić Ramsay z prawowitym dziedzicem Winterfell, jak nie zabić? Bezpośrednio mu zagrażał. Komentarze, że Rickon mógł
biec zygzakiem miały mnóstwo lajków na fanpage’u Ubieram się na czarno, bo jestem z Nocnej Straży (uwielbiam!).
Trudno wymagać, by przerażony chłopiec, prowadzony na sznurku jak pies, mógł o
tym myśleć. Zobaczył brata, którego ostatni raz widział pięć sezonów temu i po
prostu pobiegł…
Wzruszyłam
się, naprawdę się wzruszyłam, gdy lordowie okrzyknęli Jona Białym Wilkiem i
Królem Północy. Brawa należą się Lady Mormont, dziewczynce, która potrafiła
zawstydzić dojrzałych mężczyzn. Gdyby nie jej przemówienie, kto wie, jakby się
skończyła ta narada. Czy mówiąc o Jonie, mamy do czynienia z modelem od zera do
bohatera? Chyba tak. Odrzucony przez macochę i średnio lubiany przez rodzeństwo
(jedynie Arya go szczerze kochała; Robb bywał szorstki, ale koniec końców i on miał go za brata - przed Krwawymi Godami przepisał mu w testamencie Winterfell).
Zawsze na uboczu, postanowił jeszcze bardziej się odsunąć i dołączyć do Nocnej
Straży. Tam został najmłodszym Lordem Dowódcą… co było dalej, widzieliśmy w piątym
i szóstym sezonie.
Nie
ukrywam, że mam słabość do smoków. Gorąco kibicuję Daenerys w walce o tron. Zasmuciłam
się, gdy Synowie Harpii spalili flotę – uniemożliwili jej w ten sposób
powrót do Westeros. Nie dowierzałam, gdy wymieniała liczne tytuły przed
khalem. Naprawdę liczyła na to, że mu coś powiedzą? Jego reakcja była zasadna. Cieszyłam
się, gdy go spaliła, jednak uważam tę scenę za wtórną – już raz wyszła z
płomieni przed khalasarem. Akcję ze smokami w Meereen oglądałam trzy razy.
Szczególnie ujął mnie moment, gdy Drogon ląduje obok Daenerys i czule się z nią
wita. Khaleesi wspomniała, że najmocniejszy sojusz zawiera się przez małżeństwo…
a za kogo miałaby wyjść, jak nie za Króla Północy? To, że jest jej
bratankiem, nie powinno stać na drodze. W końcu Targaryenowie byli znani z
ożenku z siostrami. Przeszkodzić mógłby w tym tylko Bran. Mnie wystarczy, jak
ogień zjednoczy się z lodem (pamiętajcie o nazwie serii) i razem będą walczyć z
Nocnym Królem. Z lądu i powietrza – na grzbietach ziejących ogniem smoków.
Moją
trzecią ulubioną postacią jest Arya. Z przykrością muszę napisać, że jej wątek
był nudny. O ile w książce Dom Czerni i Bieli zapowiadał się naprawdę
tajemniczo i ciekawie, tak w serialu szybko stracił na atrakcyjności. Scena
pościgu, w której obie dziewczyny skakały po dachach i goniły się ulicami
miasta, była… dziwna. Ucieszyłam się na widok martwej twarzy Waif i oświadczenie
Aryi, że wraca do domu. Biłam brawo, gdy poderżnęła gardło Freyowi. Takiego
obrotu spraw zupełnie się nie spodziewałam! Podobało mi się też to, co
powiedziała starcowi – na jego śmierć będzie patrzył Stark. Podejrzewam, że
Arya ruszy do Królewskiej Przystani, by zabić kolejne osoby z listy, w tym
Cersei Lannister.
Ellaria
Sand razem z córkami zabiła księcia Dorne i jego syna, Trystana (pamiętacie? To
ten, co zmarł jak Pinokio). Tym samym królestwo zostało bez władcy, z żądnymi
zemsty Bękarcicami… Na swoją stronę przeciągnęły Olennę Tyrell, której cała
rodzina została spalona w Wielki Sepcie. Freyów już nie ma. Orle Gniazdo jest rządzone przez niezrównoważonego
chłopca, kukiełkę w rękach Littlefingera. Końcowa walka o tron rozegra się więc
między Daenerys, której flota płynie pod chorągwiami Żelaznych ludzi, Dorne i Wysogrodu
a Lannisterami, którzy nie mają żadnego sojusznika. Nie ma wątpliwości, kogo poprze Północ.
Nie
przeżył też żaden Bolton. I chociaż nienawidziłam Ramsaya, to doceniałam jego
psychopatyczną postać. Kto inny mógłby poderżnąć wrogowi gardło, a potem tym
samym nożem kroić jabłko? Jestem usatysfakcjonowana sposobem, w jaki zginął.
Najpierw został dziecinnie prosto powalony przez doświadczonego w walce wręcz
Jona, a potem… rozszarpały go jego własne psy. Otrucie ojca, choć okrutne, nie było
aż tak bestialskie jak rzucenie niemowlęcia na pożarcie ogarom.
Podsumowując,
szósty sezon „Gry o tron” uważam za o wiele lepszy od poprzedniego. W końcu
wszystkie wątki zaczynają się ze sobą splatać, bohaterowie spotykają się po
latach i planują zemstę. Kilka rodów przestało istnieć. Przetrwały najsilniejsze. A smoki urosły...
źródła zdjęć: screencrush.com, westeros.pl
źródła zdjęć: screencrush.com, westeros.pl