Czy można być świadkiem wydarzenia i jednocześnie
o nim nie pamiętać? Policja jest pewna, że Katarzyna widziała morderstwo swojej
siostry bliźniaczki, Ewy. Jednak ani wtedy, ani dwadzieścia cztery lata później
kobieta nie jest w stanie sobie niczego przypomnieć. Cały też czas przepełnia
ją dojmujące poczucie winy, z którym trudno jej sobie poradzić. Ma kuratora i
wyrok za brutalne pobicie, nie panuje nad agresją. A dzięki wieloletnim
treningom krav magi umiałaby zabić w cztery sekundy.
Kat, bo tak nazywają ją
przyjaciele, zgodnie z zaleceniem sądu bierze udział w psychoterapii. Odkąd
zapisała się na sesje do profesor Lenc, uczestnicy terapii giną jeden po
drugim. Każdy z nich był na dobrej drodze do pogodzenia się ze stratą bliskiej
im osoby. Komu zależy na ich śmierci? Kobieta otrzymuje też maile z pogróżkami:
ma być następna i ponieść karę za to, co zrobiła.
„Bliźniaczka”
nie jest książką łatwą w odbiorze. Jej bohaterów spotkały traumatyczne
przeżycia, które na zawsze odcisnęły na nich swoje piętno. Autorka nie szczędzi
brutalnych i dosadnych opisów, wobec których nie można przejść obojętnie. W
powieści pojawia się tematyka stresu pourazowego, psychoterapii, narzędzi NLP
(neurolingwistycznego programowania), które nie tylko są bardzo interesującym
elementem powieści; są też niezbędne do skonstruowania postaci Kat i Delano,
jej najlepszej przyjaciółki. Żeby jednak nie było cały czas poważnie,
bohaterowie żartują, a Katarzyna dzieli się z czytelnikiem ironicznymi
przemyśleniami. Historię bowiem poznajemy z punktu widzenia ocalałej
bliźniaczki. Mniej więcej od połowy akcja nabiera takiego tempa, że od książki
trudno się oderwać. Dominika Dudziak umiejętnie podrzuca fałszywe tropy –
uśpiła moją czujność i wywiodła na manowce. A gdy już byłam pewna, że niczym
więcej mnie nie zaskoczy, okazało się, że największa niespodzianka czekała mnie
na końcu.
„Bliźniaczkę”
zamknęłam z poczuciem, że to pozycja, której długo nie zapomnę. I to nie tylko
ze względu na problematykę, która nadal jest tabu, chociaż żyjemy w XXI wieku z
nieograniczonym dostępem do informacji. Ale też za wartości, którym autorka
hołduje, takie jak przyjaźń, lojalność, troska o drugiego człowieka i
bezinteresowna pomoc. Dominika Dudziak pokazuje też, że chodzenie do psychiatry
nie jest czymś, czego ludzie powinni się wstydzić i o czym za żadne skarby nie
wspominać w towarzystwie. Pisarka zwraca też uwagę na przemoc w szkole i
uzależnienie od seksu, które jak narkotyk potrafi wyłączyć człowieka z życia
tak, że zapomina o własnym dziecku. Jak widać, spektrum patologii
przedstawionych w powieści jest szerokie. A każdą z nich autorka opisała tak,
że wyniosłam z lektury wartościową lekcję.
Oprócz
humoru czytelnik jest też raczony… kulinarnymi pysznościami. Jedna z postaci
wspaniale gotuje, a Kat jest u niej częstym gościem. Myślę, że wiele osób (tak
jak mnie) zainspiruje to do poszukiwania nowych smaków albo przynajmniej do
poszerzenia swoich możliwości. Warto też podkreślić, że w swoim debiutanckim (w
co trudno uwierzyć, tak jest dobry) kryminale Dudziak zdecydowała się na rzadko
spotykany sposób narracji: linearny, bez podziału na rozdziały. Wbrew moim
obawom wcale nie czytało mi się trudniej. Trudniej mi było jedynie się oderwać.
Recenzja
ukazała się na Portalu Kryminalnym.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję: