Audycje radiowe były kiedyś tak ważnym wydarzeniem, że
dookoła odbiornika zbierała się cała rodzina i sąsiedzi. Do tej pory wiele osób
podporządkowuje swój rytm dnia emisji serialu czy wiadomości. Nie sądziłam
jednak, że są jeszcze miejsca, gdzie wyczekuje się na telefon. Okazuje się
bowiem, że Farerzy najbardziej cenią sobie więzy rodzinne i lokalne, a
kultywowanie tradycji to dla nich świętość. O małej społeczności Vestmanny i
jeszcze mniejszej wyspie Fugloy pisze Ove Løgmansbø w najnowszej powieści „Połów”.
Jednym ze zwyczajów mieszkańców Wysp
Owczych jest coroczny połów grindwali. Tym razem ławica przypływa wyjątkowo
późno i szybko okazuje się, że anomalii jest więcej: w żołądku jednego z ssaków
rybacy znajdują fragment ludzkiej czaszki. Śledztwem ma się zająć duńska
policjantka, Katrine Ellegaard. Ale to nie wszystko. Rok temu jeden z
mieszkańców Vestmanny został skazany za morderstwo, co wstrząsnęło małą
społecznością Farerów. Mężczyzna odwołuje się od wyroku do Sądu Najwyższego.
Ale nikt nie czeka na jego powrót…
Jakie było moje zaskoczenie, gdy
przeczytałam, że Ove Løgmansbø to pisarz polsko-farerskiego pochodzenia. Jako
mieszkaniec Wysp Owczych doskonale oddał specyfikę małych, zamkniętych
społeczności, w których sąsiedzkie więzi są niemal tak samo silne jak rodzinne.
Trudno mi było sobie wyobrazić, że można się czuć tak bezpiecznie, by nie
zamykać drzwi na klucz – jakim ogromnym zaufaniem ci ludzie muszą się darzyć!
Warto dodać, że przestępczość w Vestmannie praktycznie nie występuje, nie ma
też wypadków drogowych, a gdy jakieś się zdarzają, to tylko z powodu owiec
wychodzących na ulicę. Jest to więc miejsce tak dobre na zbrodnię jak
Fjällbacka, o której pisze Camilla Läckberg. Nikt nie spodziewa się tam
morderstwa.
„Połów” to druga część cyklu, w której
wracają główni bohaterowie z debiutanckiej „Enklawy”. Zazwyczaj bez obaw można sięgnąć po dowolny tom
serii, gdyż każda książka traktuje o innej sprawie. W tym przypadku wydarzenia
z pierwszej powieści są nierozerwalnie związane z fabułą, dlatego niemal na
samym początku „Połowu” poznałam rozwiązanie poprzedniej zagadki. Nie mogę
napisać, że mi się to spodobało. Rozumiem jednak, że było konieczne.
Løgmansbø puszcza oko do czytelnika i
śmieje się ze zmęczonych życiem, kochających alkohol śledczych ze
skandynawskich kryminałów. Na przekór panującej i powielanej modzie konstruuje
postacie sympatyczne, z dużym poczuciem humoru, które bardzo szybko polubiłam.
Szczególnie podobały mi się dialogi pełne ironii i wzajemnego przekomarzania
się, które sprawiły, że książkę czytało się szybko i bardzo przyjemnie. Jedyną
bohaterką odstającą od normy jest Frida Skovmand, ekscentryczna technik
kryminalistyki, która zdecydowanie ubarwia historię.
Jako fanka powieści kryminalnych
cenię szczególnie te książki, które oprócz ładnego stylu autora, ciekawej
fabuły i zawiłej intrygi mają do zaoferowania coś jeszcze: odrobinę
specjalistycznej wiedzy. Wszystko to znalazłam w „Połowie” – Løgmansbø zdradza,
co może „powiedzieć” ludzki szkielet, a także co dzieje się z martwym ciałem po
zanurzeniu w wodzie.
Wyspy Owcze są tak plastycznie
opisane, że niemal ma się je przed oczami. Bardzo spodobała mi się zamknięta
społeczność Farerów, którzy są jedyni w swoim rodzaju i pięknie prezentują się
w gatunku, jakim jest kryminał. Mam nadzieję, że Ove Løgmansbø nie powiedział
jeszcze ostatniego słowa, bo zakończeniem „Połowu” zdobył we mnie wiernego
czytelnika.
Recenzja ukazała się na
Portalu Kryminalnym.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję:
0 comments