lifestyle

Nie umiesz gotować? Nie idziemy na randkę.

16:32:00Unknown


Jeśli jesteś brunetem albo szatynem, masz na półce książki, nie palisz, a nieśmiałość nie jest twoją cechą – to świetnie. A najlepiej, jakbyś jeszcze lubił gotować. Bo wiesz, u mnie z tym średnio. A tak właściwie to słabo. Nawet bardzo.

To nie tak, że kompletnie nic nie umiem, a czego się dotknę, to spalam. Mam garść przepisów na obiady, których się trzymam, bo są sprawdzone i zawsze wychodzą (czasami tylko muszę dosolić). Ich przyrządzenie nie zajmuje mi więcej niż pół godziny – ma być szybko i smacznie. Problem pojawia się, gdy ktoś ma do mnie przyjść. Przeglądam wtedy w myślach swój repertuar i nachodzi mnie smutna refleksja, że jest biednie i raczej nie na randkę. Koleżanki przymkną oko, pośmiejemy się i będzie okej, nie chodzi nam przecież o to, by się pokazać z jak najlepszej strony. Co innego, gdy dopiero się poznajemy. I nie chcę wyjść tylko na ładną dziewczynę w fajnej sukience, co ma dwie lewe ręce do gotowania. Bo w końcu przez żołądek do serca, prawda czy fałsz? 


A to oni mnie uwodzą. Tym, jak swobodnie mówią, co dzisiaj mieli na obiad, a co ugotują jutro. Żonglowanymi nazwami, wymienianymi przyprawami, proporcjami i czasem pieczenia. Wyrażeniem na oko. Albo do smaku. Samym ich widokiem albo wyobrażeniem (najlepiej w mojej kuchni), jak kroją, a potem mieszają na patelni sezonowe warzywa (a ja sączę wino i siedzę z nogą na nodze, czekam, wącham, jem oczami). Chciałabym, żeby mówili: zapraszam cię na obiad, a nie pytali: co dla mnie ugotujesz? Bo to mnie przeraża. Chowając się za uśmiechem, odpowiadam, że to będzie niespodzianka. Ale zaraz po powrocie do domu dzwonię do koleżanek i proszę o rady na coś dobrego, ładnie prezentującego się na talerzu, ale proszę, prostego.


A potem przełączam kanał w telewizji i widzę 10-letnie dzieci, które przepasane fartuchem, tworzą kulinarne arcydzieła. Słucham, co dodały i czym przełamały smak potraw. Z podziwem patrzę, jak ugniatają ciasto i dekorują owocami już upieczone. Ale widzę też, jak się stresują. Jak trzęsącymi rękami otwierają olej i się nim oblewają, a potem płaczą – z bezsilności, złości i upokorzenia. Patrzę i zastanawiam się, czy mimo talentu, powinny występować w programie, który opiera się na konkurencji. Na pochwale i wyborze najlepszych, na przejściu dalej i pożegnaniu się – z jury, widzami i marzeniami. Jak to na nie wpłynie? Porównuję też swoje skromne umiejętności z tym, co zaprezentowały dzieci, tyle lat młodsze ode mnie. I mi smutno. Zmieniam kanał. 

Ale też się uśmiecham. Gdy piję kawę z kolegami, ciepło kawiarni otula nas, a my cieszymy się swoją obecnością i opowiadamy – trochę o tym i tamtym, co nam wychodzi i nie. I gdy mówią, że lubią gotować, to podpytuję. A oni się nie śmieją, tylko mówią: spróbuj, to nie jest trudne. I rzeczywiście, rosół wyszedł mi świetny. 

You Might Also Like

0 comments

Archiwum

O blogu

Dość poważnie

Wszystkie teksty opublikowane na tym blogu są mojego autorstwa. Zabraniam ich kopiowania oraz wykorzystywania bez mojej wiedzy i pisemnej zgody.

Formularz kontaktowy