Tę trylogię znają chyba wszyscy. Nie wiem, dlaczego tak długo się przed nią wzbraniałam. Może dziewczyna z łukiem kojarzyła mi się z Robin Hoodem, którego nie lubię?
Może nie chciałam być jak „wszyscy” i jej czytać? A może po prostu byłam zniechęcona tym, że wszędzie było o niej głośno. Minął rok, potem drugi i następny, aż na ostatnie urodziny przyjaciółka podarowała mi „Igrzyska Śmierci” i powiedziała, że są trzy razy lepsze od „Niezgodnej”. Czy aby na pewno?
Państwo
Panem powstało na zgliszczach Ameryki Północnej. Jego stolica, Kapitol,
otoczona jest przez Dwanaście Dystryktów, które co roku muszą wylosować po
jednym chłopaku i dziewczynie między dwunastym a osiemnastym rokiem życia. Dwudziestu
czterech trybutów bierze udział w Głodowych Igrzyskach, w których zwyciężyć
może tylko jeden z nich. Walkę na śmierć i życie transmituje non stop
telewizja. Ma to przypominać mieszkańcom Dystryktów, że nie można sprzeciwić
się władzy. Każdy buntownik poniesie karę śmierci.
Narracja
prowadzona jest z punktu widzenia głównej bohaterki, Katniss Everdeen. W tej
części jest niesamowita. Odważna, mądra, zaradna, z silnym instynktem
przetrwania. Włosy nosi splecione w warkocz, a jej bronią jest łuk. Nie boi się
iść boso przez las, nie ma problemu z wypatroszeniem królika ani wdrapaniem się
na drzewo. Jest przy tym skromna i nieufna. Jedyną osobą, na której jest tak
naprawdę zależy, jest jej ukochana siostra, Prim. To właśnie za nią Katniss
zgłasza się jako ochotnik do Siedemdziesiątych Czwartych Głodowych Igrzysk. Jest
silna, zna zasady i wie, co ją czeka. To, co jeszcze mi się w niej podoba, to
zrozumienie mediów. O ile nie radzi sobie z wywiadami, to na arenie doskonale
wie, czego oczekują od niej widzowie. Takie fragmenty jak ten szczególnie mi
się podobały.
Wychylam się zza liści i staję w świetle poranka. Nieruchomieję na sekundę, aby kamery miały czas mnie uchwycić. Następnie lekko przechylam głowę i uśmiecham się wymownie. I o to chodzi! Niech widzowie teraz główkują, o czym pomyślałam!
Suzanne
Collins miała genialny pomysł na książkę. Jej antyutopijnego wizja państwa
totalitarnego jest przekonująca i wzbudza lęk. Już sama myśl o arenie z
dwunastoletnimi dziećmi zabijanymi przez starszych i silniejszych jest
przerażająca. Jak jeszcze dodamy do tego osobników, którzy p o l u j ą na słabszych od siebie… Robi się gorąco. Nie
ma nudniejszych fragmentów. Nie dość, że dużo się dzieje, to jest też sporo
zwrotów akcji. Naprawdę ciężko się oderwać.
Podobają
mi się opisy emocji, bo nie ma w nich słodyczy, jest realizm i twarde stąpanie
po ziemi. Dlatego trójkącik miłosny wypada dobrze. Mamy dwóch panów, bardzo od
siebie różnych. Przyjacielem Katniss jest Gale, którego nie lubię. Może być
świetnym partnerem do polowań, ale niech na tym ich relacja się skończy. Należę
do innego teamu. Team Peeta, tam jestem! To syn piekarza i drugi trybut z
Dwunastego Dystryktu. Nie mogłam go tak łatwo przejrzeć jak Gale’a. Jego
osobowość odkrywałam razem z Katniss.
Przyjaciółka
miała rację. „Igrzyska Śmierci” są trzy razy lepsze. Serdecznie polecam!
PS
Polubiłam też Cinnę. Jaką on ma wyobraźnię…!
7 comments
Od dawna mam oko na tę trylogię, zachęciłaś mnie. Może wreszcie uda mi się nadrobić związane z nią zaległości. Pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńWarto się z nią zapoznać ;) również pozdrawiam ;)
UsuńCzytałam bardzo dawno temu, ale mi się bardzo podobała i chyba miałam podobne spostrzeżenia do Twoich :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Igrzyska choć czytałam już jakiś czas temu. Nie mogę się doczekać ekranizacji drugiej części Kosogłosa, który został podzielony. ;)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam kiedyś, bo wszyscy się zachwycali, fanką nie jestem, ale książki są naprawdę dobre ;)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
Usuń