Kiedyś był prestiżowym kanałem
muzycznym, teraz jest znany z ogłupiających programów jak „Warsaw Shore - Ekipa
z Warszawy”. Gdyby mi ktoś dwa miesiące temu powiedział, że polubię jeden z
seriali, w odpowiedzi popukałabym się w czoło. A jednak! Amerykańska stacja MTV
od stycznia do połowy marca emitowała „Eye Candy”.
Lindy
widziała porwanie swojej siostry. Policja nie znalazła sprawcy, więc dziewczyna
postanowiła prowadzić poszukiwania na własną rękę – w końcu jest hakerem. Nie
trafiła jednak na żaden ślad. Okazało się też, że jej chłopak jest gliną i
relacja ta skończyła się dla niej więzieniem. Po odzyskaniu wolności Lindy idzie
do klubu przyjaciółki, z którą mieszka, Sophie. A ta chce pomóc współlokatorce
zapomnieć o Benie i zakłada jej konto na portalu randkowym. Eye Candy,
bo taki jest pseudonim Lindy, spotyka się z kilkoma mężczyznami. Szybko okazuje
się, że jeden z nich jest seryjnym mordercą psychopatą. Który? I co grozi hakerce?
Dlaczego tak bardzo mu na niej zależy? Lindy postanawia pomóc służbom go
złapać.
źródło: mtv-eye-candy.wikia.com |
Oglądając
pierwszy odcinek, miałam mieszane uczucia. Forma wydawała mi się trochę zbyt
lekka, impreza po wyjściu z więzienia niezbyt przypadła mi do gustu. Ale po
napisach końcowych chciałam być pewna, że zasnę przy zamkniętych drzwiach. Gdy
wyciągnęłam rękę do zamka, dzwonek domofonu zabrzmiał tak głośno, że aż podskoczyłam ze strachu! Sami widzicie, że wkręciłam się po pierwszym odcinku. A
dalej było tylko lepiej. Dużo nieoczekiwanych zwrotów akcji, faktów
wychodzących na jaw i przerażających momentów. Fabuła rozkręciła się na dobre. Jako
dziennikarzowi, spodobało mi się, że serial opowiada o środkach masowego
przekazu, a konkretnie – o zagrożeniach, jakie ze sobą niosą. Portale
społecznościowe, telefony komórkowe, laptopy, Internet – to wszystko to narzędzia, dzięki którym możemy być śledzeni. Nie wspominając już o kamerach na
ulicach, które w nieodpowiednich rękach mogą być bardzo niebezpieczne. Mogą
służyć mordercy do podglądania jak dziurka od klucza tylko, że lepiej –
bo wszędzie, a nie tylko w jednym pomieszczeniu.
Uwagę
w „Eye Candy” zwraca też muzyka, która nie jest tłem, ale elementem serialu.
Wiele piosenek mi się spodobało i mogłam je łatwo znaleźć na YouTube, bo
wykonawca i tytuł utworu wyświetlały się na dole ekranu. Zaleta MTV. Tak więc
mam swoje ulubione i nadal odkrywam inne, bo serial ma swój kanał z całą
ścieżką dźwiękową. Polecam! To różne klimaty. Ja lubię kawałek, który leciał w
klubie, jak też tę miłosną balladę. O i jeszcze to!
Nie podoba mi się gra aktorska Victorii Justice (Lindy). Można ją porównać do Kristen Stewart. Wiecie o co chodzi, prawda? Jedna mina, jeden sposób okazywania emocji. Nie wiem, czy zauważyliście, ale ostatnio w produkcjach młodzieżowych występują sami przystojniacy. W jednej z ważniejszych ról, jako amant kręcący się wokół głównej bohaterki. Jeszcze lepiej, gdy jest ich dwóch, wtedy fanki dzielą się na dwa teamy. Tak się złożyło, że ja i Karriba stoimy po przeciwnych stronach. Ona jest team Tindy (Tommy plus Lindy). W detektywa Calligana wciela się Casey Deidrick. Gra przyzwoicie, ale jak dla mnie bez wyrazu.
Moja uwaga
całkowicie skupiła się na jednym aktorze, jakim jest Ryan Cooper. Po obejrzeniu
wszystkich odcinków stwierdzam, że jest najbardziej utalentowany z całej
obsady. Teraz już wiecie, że jestem Jindy. Jake Bolin to moja ulubiona postać z
„Eye Candy”.
źródło: mtv-eye-candy.wikia.com |
1 comments
#TeamTindy :D
OdpowiedzUsuń