źródło |
Od
jutra, od poniedziałku, od następnego miesiąca – tak zazwyczaj zaczynamy nowe postanowienia.
Jakby ta konkretna, wybrana data już sama w sobie miała siłę sprawczą. Może i
ma. A może to tylko łatwy punkt do zaznaczenia w kalendarzu, a wszystko zależy
tylko i wyłącznie od naszej silnej woli.
Nie
jestem wyjątkiem. Też lubię planować i naklejać w widocznych miejscach kolorowe
karteczki z wypisanymi postanowieniami. Dostałam też od Karriby listę książek,
które jej zdaniem powinnam przeczytać. Zakładałyśmy, że nie dam rady więcej niż
jedną miesięcznie. Zaskoczyłam nas obie.
Wszystko
zaczęło się od trailera „Miasta kości”, który włączyła mi Karriba. Pomyślałam,
że to fajna historia i obejrzałam film w serwisie YouTube. A następnego wieczora
jeszcze raz. Przypomniałam sobie, że to
ekranizacja książki, którą mam na liście. Sięgnęłam po nią w przerwie między
egzaminami… i totalnie się wciągnęłam! Sześciotomową serię „Dary Anioła” pochłonęłam
w dwa tygodnie z hakiem. A teraz mam już pierwszą część na półce i chcę, by
cała się zapełniła książkami Cassandry Clare. Na pewno też napiszę ich
recenzje.
Po
doskonałej historii ciężko się pozbierać i wrócić do codzienności. Za sugestią
Karriby (i jej listą) zaczęłam czytać „Dotyk Julii” Tahereh Mafi. Tytułowa
bohaterka ma niesamowitą moc: jej dotyk powoduje śmierć. Poznajemy ją, gdy jest
w szpitalu psychiatrycznym. Nie wypowiedziała słowa od przeszło ośmiu miesięcy.
Jedyne co ma, to notatnik i pióro. Jest odgrodzona od świata, którym rządzi Komitet
Odnowy, a ludzie cierpią przez głód. Przywódcy chcą wykorzystać jej
umiejętności, by jeszcze bardziej umocnić swoją władzę. Julia się na to nie
zgadza.
Atutem książki jest poetycki styl i stosowane
przez autorkę wyliczenia i przekreślenia. Na drugim planie jest fabuła, całkiem
ciekawa i mająca nieoczekiwane zwroty akcji. Drugi tom, pt. „Sekret Julii”
czytało mi się gorzej. Bohaterka tak mnie denerwowała, że już myślałam o
rzuceniu tej książki. Nie zrobiłam tego tylko z jednego powodu - Warnera. To
postać wyrazista, fascynująca i zaskakująca. Drugim ważnym męskim bohaterem
jest Adam, którego nie lubię. Nie lubię tak, że życzyłam mu jak najgorzej. Trzecia
część jest inna. Powiedziałabym, że na jej podstawie mógłby powstać film akcji
z efektami specjalnymi. Julia się
zmienia, a wraz z nią sposób narracji. Nie jest już tak poetycki i bogaty w
emocje. Książka traci na tym, co ją wyróżniało. Jest jednak Warner, dużo
Warnera i to mi ten brak wynagradza. Zaletą całej serii są sceny miłosne. Zarówno
subtelne jak i intensywne w swojej zmysłowości.
Seria
mi się spodobała, jest warta przeczytania i polecenia, szczególnie ze względu
na styl autorki. Czyta się ją przyjemnie i szybko, ma dobre tłumaczenie i mimo
poetyckości jest lekka w odbiorze. Nie oczarowała mnie jednak na tyle, żebym
chciała mieć ją na półce. Przeżywałam
„Julię”
w trakcie lektury, ale ostatnią stronę
przyjęłam bez żalu, że to koniec.
W
ten sposób minął styczeń i luty, a ja przeczytałam dziewięć książek. Wykreśliłam
dwie pozycje z listy Karriby. Zaczęłam też realizować inne noworoczne
postanowienia. Jestem pełna nadziei, że ten rok będzie lepszy od poprzedniego.
1 comments
Oby tak dalej! :)
OdpowiedzUsuń